Przebiegłem dzisiaj swój pierwszy ultramaraton. Dystans „dla miękiszonów”, bo tylko 50 km, ale tylko na taki byłem gotowy. Oprócz mojego, były jeszcze dystanse 80 km, 100 km i 160 km. I najwięcej chętnych – ponad pięćdziesiąt – było właśnie na 160. Na mój raptem dziewięć, więc imprezka raczej kameralna.
Umęczyło mnie trochę słońce. Trasa wiodła asfaltową drogą wśród pól i pastwisk. Ani kawałka cienia, ciepło z góry, ciepło od nagrzanego asfaltu. Po czym, jak dobiegłem do mety... nadpłynęły chmury i zasłoniły. To jest właśnie złośliwość losu.
Nie mam siły pisać nic więcej.
Pisanie codziennie, »dzień 10«
=> Wstecz This content has been proxied by September (3851b).Proxy Information
text/gemini; lang=pl_PL